Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

Trzeba seks uprawiaćMagda Rozmarynowska, Viva!, 26 kwietnia 2004

Właśnie wydał nową powieść Jedenaście minut. Jej bohaterką jest prostytutka, ale 57-letni autor Alchemika upiera się, że to książka o nim.

Ma Pan problemy z seksem?

Już nie. Ale miałem problem z określeniem swojej orientacji seksualnej. W młodości kłóciłem się z rodzicami. Nie chcieli, żebym został artystą, miałem według nich być adwokatem, lekarzem albo inżynierem. Mój upór próbowali złamać siłą. Aż trzy razy zamykali mnie w zakładzie psychiatrycznym. “Leczono” mnie elektrowstrząsami. Strasznie cierpiałem, miotałem się, szukałem swojej drogi. Jakby tego było mało, mama wmawiała mi, że skoro chcę być artystą, to pewnie jestem homoseksualistą. Byłem skołowany. Postanowiłem to sprawdzić.

Jak?

Przespałem się z mężczyzną i już wiedziałem, że homoseksualistą nie jestem.

I to koniec problemów z seksem?

Nie, dopiero początek. Wiele jeszcze musiałem nauczyć się od kobiet. Cristina jest moją czwartą żoną, od 23 lat tworzymy udaną, harmonijną parę. Ale przedtem była moja pierwsza żona Vera, Serbka, sporo ode mnie starsza. To ona nauczyła mnie najważniejszych rzeczy -od seksu do sztuki rozmowy. Moja druga żona kobieta bez imienia...

Bez imienia?

Tak ją nazywam. W czasach, kiedy byłem hipisem, oboje zostaliśmy porwani przez ugrupowanie paramilitarne, uwięzieni i torturowani. W krytycznej sytuacji zachowałem się wobec niej jak podły tchórz i odtąd zabroniła mi wymawiać swoje imię. Trzecia żona też była dla mnie kimś bardzo ważnym. Pracowała ze mną w wytwórni płytowej Polygram. Choć wtedy uważałem się za całkiem porządnego faceta, dziś wiem, że zachowałem się w stosunku do niej okropnie i wyrządziłem jej sporo zła. Myślę o tym ze wstydem i z wdzięcznością. Bez tych wszystkich kobiet, o wiele dojrzalszych ode mnie, byłbym nikim. Do tej pory otaczam się kobietami - od agentów literackich po czytelniczki. Kobiety są obecne w każdej minucie mojego życia.

Także te “upadłe”? Bohaterka Pana książki jest prostytutką.

Pewnego razu, na spotkaniu z czytelnikami w Genewie, podeszła do mnie piękna Brazylijka. Spytała: “Czy pan wie, jak to jest żyć bez miłości?”. Byłem trochę zaskoczony, ale ona opowiedziała mi, że jest prostytutką. Tłumaczyła, że robi to nie z biedy i konieczności, ale z własnego wyboru. I choć uprawia seks kilka razy dziennie, zamyka się na miłość z obawy przed zranieniem.

Wysłuchiwał Pan jej zwierzeń?

Nie tylko jej. Rozmawiałem z wieloma prostytutkami, ale tak naprawdę moja książka nie traktuje o prostytucji, tylko o znaczeniu seksu. Właściwie piszę o sobie, w tej powieści zmierzyłem się z problemem własnej seksualności.

Opisując kobiecy orgazm, położenie punktu G, sadomasochizm?

Tak. Podczas orgazmu też tracimy kontakt z rzeczywistością, wyzwalamy olbrzymią energię, która nas przerasta, dotykamy czegoś boskiego. Dla mnie ciało jest świątynią duszy, a seks jest darem Bożym. Niestety, powszechnie niedocenianym, traktowanym często wulgarnie, w prostacki sposób.

Co oznacza Jedenaście minut?

Tyle trwa przeciętny stosunek płciowy. Wizyta klienta u prostytutki nie wykracza zwykle poza 45 minut, z tego 11 minut zajmuje sam stosunek. Te 11 minut to cała wieczność, jeśli mierzyć ludzkie pragnienia, nadzieje, niespełnienie.

Pan sam był klientem?

Tak. Miałem 15 lat, gdy poszedłem do burdelu. Pamiętam, że kiedy znalazłem się sam na sam z kobietą, byłem przerażony. Czułem się oszukany. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, ile jest kłamstw na temat seksu. Filmy, reklamy próbują nas przekonać, że wszystko jest łatwe, miłe, przyjemne. Na wyciągnięcie ręki. Nagie kobiety z billboardów uśmiechają się przyzwalająco. W rzeczywistości trzeba pokonać barierę wstydu i strachu. I nie tylko 15-latek boi się kobiet. Wielu dorosłych mężczyzn odczuwa lęk, że nie zaspokoi kobiety, nie sprosta jej oczekiwaniom; ten strach paraliżuje. Kobiety też nie pomagają, bo często decydują się udawać rozkosz, udawać orgazm. Popadają przy tym w cichą rezygnację i rozgoryczenie. To droga donikąd.

Co trzeba robić, by poprawić swoje życie seksualne?

Dostrzegać drugą osobę, jej pragnienia i właściwości, eksperymentować, nie bać się tego, co nieznane. Rozmawiać ze sobą. Stopniowo pozbywać się pancerza przyzwyczajeń i reakcji obronnych. Obdarzać się uwagą i czasem. I najważniejsze: żeby ulepszać swoje życie seksualne, trzeba seks uprawiać!

Co na to Pana żona, Cristina?

Była moją pierwszą czytelniczką. Przyznam, że bardzo bałem się jej oceny, zwykle bywa surowa. Zostawiłem jej maszynopis, a sam wyjechałem. Następnego dnia zadzwoniła, byłem akurat na lotnisku, nogi się pode mną ugięły. Przyłożyłem telefon do ucha ostrożnie, jakby miała mnie za chwilę ugryźć. “W porządku”, usłyszałem. “To dobra książka, prawdziwa”.

Nie była zazdrosna o te wszystkie kobiety, z którymi prowadził Pan intymne rozmowy?

Nie. Mamy już za sobą podobne lęki. Cristina zna mnie i akceptuje. Sama jest artystką. W naszym związku nie ma rutyny. Oboje się zmieniamy i poznajemy na nowo. Ja wciąż nie wiem o niej wszystkiego. Na przykład dlaczego, kiedy skończy malować obrazy, urządza im “pogrzeb” i zakopuje je w ziemi. To jej rytuał.

Przynajmniej nie ma problemu z przechowywaniem płócien.

O, nie, nie. Cristina potrzebuje miejsca do malowania, potrzebuje pracowni. To zdecydowało o kupnie nowego domu. Mnie wystarczał skromny hotelik, do którego przyjeżdżaliśmy co roku.

To nie jedyny Pana dom?

Mamy ich kilka, w różnych miejscach świata, ale najwięcej czasu spędzam teraz tu, w Tarbes, u podnóża Pirenejów, w pobliżu Lourdes. Lubię bliskość świętego miejsca pielgrzymów z całego świata. Często je odwiedzam. Zawsze w ostatni dzień roku modlę się przed figurą Matki Boskiej. W Lourdes, w nocy, kiedy jest mało ludzi, wszystko jest magiczne. Wizyty w grocie to mój rytuał.

Jedyny?

O nie! Codziennie punktualnie o 18:00 przerywam pracę i chwilę się modlę, podobnie o północy. Ta granica między dniem i nocą jest dla mnie święta.

Po co Panu te rytuały?

Są mi potrzebne, żeby zło nie zdobyło nade mną władzy.

Jakie zło?

W młodości, kiedy brałem narkotyki, a potem wstąpiłem do sekty satanistów, fascynowało mnie wszystko, co zakazane. Narkotyki były dla mnie i całego pokolenia hipisów formą protestu przeciwko rodzicom i normom społecznym. Rzuciłem je ze strachu, bo poczułem, że zaszedłem za daleko. Brałem kokainę, halucynogeny, LSD i jeszcze inne specyfiki. Najpierw odstawiłem te najmocniejsze i zostałem przy kokainie. Dziś uważam kokainę za zło. Daje złudne poczucie wszechmocy, a tak naprawdę niszczy człowieka.

A jak się Pan znalazł w sekcie satanistów?

W tamtym czasie byłem dość podatny na wpływy. Interesowałem się magią, szukałem mistrzów, którzy wtajemniczyliby mnie w sferę ducha. I tak od białej magii przeszedłem do czarnej. Byłem zagorzałym przeciwnikiem katolicyzmu. Trafiłem do sekty, która - jak się później zorientowałem - była ucieleśnieniem Zła. Na własne oczy widziałem diabła. To było straszne przeżycie.

I przeżył Pan nawrócenie?

W wieku 34 lat. Miałem już dość błędów i szaleństw, jakie popełniałem. Wyruszyłem z Cristiną w podróż, szukając nowej drogi duchowej. Nieoczekiwanie w Niemczech, na terenie obozu koncentracyjnego w Dachau, doznałem czegoś w rodzaju wstrząsu duchowego. To był moment pogodzenia się z Bogiem.

Bywał Pan słaby, popełniał błędy, a dziś miliony ludzi czytają Pana książki i pod ich wpływem zmieniają swoje życie. Dlaczego Panu ufają?

Chyba czują, że jestem uczciwy. Moje książki są jak listy. Bezpośrednie, szczere. Nawiązuję z czytelnikami kontakt, łączy nas ta sama energia, wspólnie szukamy przeżyć, które wykraczają poza codzienność. Jeśli nasze “rozmowy” pomagają komuś się odnaleźć, jestem szczęśliwy. Nie o to chodzi, że ja znam odpowiedzi na wszystkie pytania, ja te pytania stawiam. Mam wobec moich czytelników wielki dług wdzięczności. To oni, kupując i czytając moje książki, zaakceptowali mnie jako pisarza.

W przeciwieństwie do krytyków literackich?

Tak, ci uparcie ustawiają moje książki na półce z poradnikami psychologicznymi lub ezoteryką. Dla nich jako pisarz w ogóle się nie liczę.

Boli to Pana?

Nie, bo oni twierdzą, że nie mogę być dobrym pisarzem, skoro budzę tak wielki entuzjazm. Mają usta pełne frazesów o demokracji, a w głębi duszy uważają, że zwykli ludzie to idioci.

Jest Pan więc i nienawidzony, i kochany. Czym jest dla Pana miłość?

To rodzaj magii, energia atomowa, która może dać ci spełnienie lub rozerwać cię na kawałki. Miłość jest dla mnie najbardziej niszczycielską i zarazem najbardziej twórczą siłą na świecie.

Tak jak seks?

Wtedy, kiedy jest miłością.

A czy jest jeszcze coś, czego Pan nie wie o seksie?

Mam nadzieję, że tak.

 

Powrót - artykuły i wywiady