Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

Dziecko świataMałgorzata Domagalik, Wprost, 20 grudnia 2000

Jak zareagował pan na wiadomość, że jest jednym z piętnastu najczęściej czytanych pisarzy świata?

Byłem porażony. Pisanie książek dla wielu czytelników staje się bowiem czymś abstrakcyjnym. Gdy czytają mnie miliony, nie może być już przecież mowy o bezpośrednim kontakcie.

Czy przystępując do pisania, "wypreparowuje" pan zatem z tych milionów jednego czytelnika, dla którego pisze pan książkę?

Nie, przede wszystkim piszę ją dla siebie.

To, co jest ciekawe dla pana, będzie również interesujące dla innych?

Takie podejście do sprawy wiąże się oczywiście z pewnym ryzykiem. Ale przecież jest nim całe życie. To są jego najbardziej interesujące rewiry. Kiedy więc siedzę przed komputerem, to - po pierwsze - mówię bezpośrednio do dziecka, które zachowałem w sobie. Pisanie książki jest dla mnie bezustannym odkrywaniem siebie. A kiedy już jestem w kontakcie z własną duszą, to dzięki bardzo dużej koncentracji nawiązuję kontakt z czymś, co uznaję za uniwersalne - z duszą moich potencjalnych czytelników.

Ile lat ma zachowane w panu dziecko?

Osiem. Uwielbia słuchać opowieści przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Żeby się z nim spotkać, naprawdę muszę zajrzeć w siebie bardzo głęboko. Muszę znać jego tragedie i wzniosłe momenty. Próbuję nawet w jakiś sposób nawiązać z nim fizyczny kontakt. Dlatego godzinami gram w stołową piłkę nożną. Jestem w tej grze prawdziwym mistrzem. Jestem najlepszy. A gram właśnie po to, żeby sprawić przyjemność “mojemu” dziecku.

Pisze pan książki bardzo szybko. Czy to znaczy, że zachowane w panu dziecko jest bardzo niecierpliwe?

Nie, niecierpliwość to przywilej kobiet. Noszę w sobie książkę i jej konstrukcję mniej więcej przez dwa lata. To swego rodzaju ciąża i dlatego poród trwa tak krótko. Kilkanaście dni.

Czy świadomość, że jest się pisarzem kultowym, nie wywołuje poczucia presji, męczącej odpowiedzialności?

Czuję się odpowiedzialny za to, co piszę, nie zaś za to, jak moje książki interpretują czytelnicy. Daję im całkowitą wolność. Z tego względu lubię wykorzystywać symbole. Nie tylko, dlatego że “moje” dziecko lubi metafory, lecz dlatego, że słowo powinno mieć swoje znaczenie. Każdy sam ponosi odpowiedzialność za to, co ono dla niego znaczy. Dobrze zinterpretowane jest katalizatorem przyspieszającym życiowe reakcje.

Odnoszę wrażenie, że pana czytelnicy wierzą, iż zdobył pan jakiś monopol na wiedzę o życiu...

To zupełna nieprawda. Mam nadzieję, że raczej postrzegają mnie jako współtowarzysza podróży. Dzielę się z nimi swoimi doświadczeniami. Bóg jest wielkim demokratą i każdemu daje możliwość poznania świata. Mój czytelnik nie powinien myśleć: “Ten Coelho wie coś więcej ode mnie”. Powinien być pewien, że tylko przypominam mu coś, o czym on sam wcześniej zapomniał.

I wówczas odczuwa te same, co inni lęki, smutki i chwile szczęścia?

Dokładnie tak. Kiedy człowiek czuje, że nie jest sam, bardzo wiele rzeczy zmienia się w życiu. Jeśli się tego poczucia wspólnoty nie doświadczy, jest się zgubionym.

Często kierowane są do pana pytania, co jest najważniejsze w życiu. A co w nim nie ma najmniejszego znaczenia?

Podążanie za marzeniami innych ludzi. Społeczeństwa, rodziców, mężów i żon. Ważne jest tylko to, co nam się śni i nikomu innemu. Jeśli człowiek zdecyduje się podjąć ryzyko życia po swojemu i jeżeli nawet przyjdzie mu za to zapłacić, przynajmniej zdobędzie szacunek dla szacunek dla samego siebie.

Dlaczego tak trudno jest nam to zrozumieć?

Ponieważ wciąż niewielu ludzi w naszym otoczeniu na takie ryzyko się decyduje. Niewielu chce się wybrać w niebezpieczną podróż w głąb samego siebie.

Pana podróż to wiele wzlotów i upadków. Trzy razy był pan w więzieniu, należał pan do grupy satanistycznej, narkotyzował się i cztery razy żenił...

Mimo że jestem katolikiem.

Pisze pan, iż największym kłamstwem świata jest wmawianie ludziom, że ich życie zależy od fatum, a nie od nich samych.

Sam doświadczyłem jego niszczycielskiej siły. Chciałem być pisarzem, ale moja matka twierdziła, że się do tego nie nadaję. Początkowo jej uwierzyłem i dlatego swoją pierwszą książkę napisałem dopiero, kiedy skończyłem 38 lat. Miałem wówczas do wyboru: albo się załamać, albo wpaść w furię i osiągnąć to, o czym marzyłem.

Koszmar, który śni się panu po nocach?

Kiedy pracowałem w wytwórni muzycznej CBS, zaproponowano mi, bym został szefem koncernu.

Czy to prawda, że prawie dwieście dni w roku spędza pan w podróży, promując swoje książki?

Robię tak nie z obawy, że moje książki nie będą się dobrze sprzedawały, lecz dlatego, że życie ma tylko wtedy sens, gdy spotykamy się z innymi ludźmi. Lubię być obywatelem świata.

Jakiego pytania nadużywa się w stosunku do pana?

Nie mogę już słuchać: “Dlaczego zdecydował się pan na pisanie?”. Pytano mnie o to pięć tysięcy razy.

W pana kilkusetmetrowym apartamencie w Rio de Janeiro znajduje się popiersie Dantego...

Kocham go i podzielam jego fascynację wędrówką człowieka przez piekło, czyściec i raj. Człowiek w swoim życiu pokonuje te przestrzenie kilka razy.

Ma pan na przedramieniu wytatuowanego motyla?

Motyl jest symbolem zmian. Nigdy - używając przenośni - po przeobrażeniu się poczwarki w motyla człowiek nie jest taki sam.

Jaką postać podziwia pan najbardziej?

Jezusa.

W jakich sytuacjach pan kłamie?

Wszyscy kłamiemy co najmniej kilka razy dziennie i zawsze mamy na to dobre wytłumaczenie. Kiedy nie chcę powiedzieć kobiecie, że jest brzydka, mówię jej, że jest czarująca.

Co uważa pan za swoje największe dokonanie?

To, że w chwili załamania i frustracji napisałem książkę, co całkowicie odmieniło moje życie.

A co jest najważniejsze w związku kobiety z mężczyzną?

Rozmowa.

Nie ukrywa pan, że wiele nauczył się od swej pierwszej, starszej o kilkanaście lat żony?

Tak, nauczyłem się seksu, jeżdżenia samochodem, mówienia po angielsku. Nadal się przyjaźnimy.

Dlaczego na pytanie, co to jest szczęście, tak często wzruszamy ramionami?

Bo nie potrafimy się cieszyć życiem. Dla mnie synonimem szczęścia jest niedzielne popołudnie.

 

Powrót - artykuły i wywiady