Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

Baśnie, które lecząTomasz Jastrun, Twój Styl, maj 2000

Rzucił studia prawnicze, by pisać książki i podróżować. Starożytnym szlakiem hiszpańskich pielgrzymów przemierzył pieszo 830 kilometrów. Jego powieści o sile marzeń podbiły wszystkie kontynenty. Przetłumaczono je na 39 języków. Z Paulo Coelho, autorem bestsellerów i obieżyświatem, o wyobraźni, miłości i sztuce poszukiwania swojej drogi w życiu rozmawia Tomasz Jastrun.

Ucieka Pan od realistycznego opisu rzeczywistości w świat baśni i przypowieści. A przecież wiódł Pan niezwykle bujne życie, którym można by obdzielić kilku pisarzy realistów. Wylądował Pan nawet w szpitalu psychiatrycznym.

Chce pan wiedzieć, czy byłem prawdziwym szaleńcem? Byłem raczej nietypowy, więc moi bardzo normalni rodzice uznali, że jestem nienormalny. Siedziałem też w więzieniu. Teraz żyję dniem dzisiejszym, ale dawne doświadczenia mi pomagają. Moje książki tylko pozornie nie czerpią z tamtych wydarzeń. Przede wszystkim nauczyłem się, że moje życie leży w moich rękach, pana w pańskich. To jest przesłanie moich książek.

Pisarze realiści uważali, że powieść powinna być lustrem, które odbija życie.

Używam lustra, ale trzeba w nie wskoczyć, jak to uczyniła Alicja w swojej krainie czarów. Cały świat widzę jako wielkie lustro. Moje książki odniosły światowy sukces, bo wszyscy dzielimy podobne doświadczenia. Jeśli człowiek podejmie decyzję, wszechświat zaczyna mu pomagać. O tym mówi Alchemik. Każdy ma swoją odrębną drogę i Osobistą Legendę. Ale zanim ją znajdzie, napotka wiele przeciwieństw. Każdy, chociaż ma tylko jedną drogę, znajduje ją, ale też wiele razy traci. Ja też gubiłem drogę i zabijałem swoją Legendę. Jeśli jednak jesteśmy uparcie wierni swoim marzeniom, nasza Legenda się spełni. Po latach zostałem pisarzem, o czym marzyłem. Jeśli tylko rzucisz na lustro obraz swoich marzeń, dzięki sile pozytywnej energii wszystko może wrócić zwielokrotnione.

Pana książki są też lustrem w innym sensie. Nasz wybitny psychoterapeuta Wojciech Eichelberger uważa, że pełnią funkcję leczniczą. A mądry psychoterapeuta jest jak bezlitosne, ale życzliwe lustro dla swojego pacjenta.

Metafora lustra podoba mi się, jest trafna i wieloznaczna. Ja przecież piszę, jakbym przyglądał się sobie w lustrze. Pisarz używa książki tak jak dziennikarz pytania, fotograf aparatu, by badać i odkrywać nowy świat.

Jesteśmy zagubieni w naszej cywilizacji. Intelektualiści płaczą, że zbliża się koniec świata, że zmierzamy do katastrofy.

Nie jestem ani pesymistą, ani optymistą. Ale czuję, że właśnie teraz decyduje się przyszłość naszej cywilizacji. Klucze moich powieści to Osobista Legenda, ale także ukryta w każdym z nas kobiecość, czyli język, którym można rozmawiać ze światem duchowym, z Bogiem. Staram się także wszystkich uczulić, że trzeba być świadomym znaków, jakimi przemawia do nas życie.

Ale nic nie zmienia faktu, że na progu nowego wieku jesteśmy zagubieni. Czy nie stąd wziął się sukces Pana książek? Pan bierze czytelnika za rękę i mówi: Dasz radę, idź!

Nie prowadzę nikogo za rękę, każdy musi iść sam. Uważam, że wygra się, jeśli się w siebie wierzy. Częściej zadaję pytania, niż udzielam odpowiedzi. Człowiek współczesny wszystko skomplikował. A to nonsens. Życie jest łatwe, choć nie jest proste. Próbuję być łatwy w odbiorze, unikając bycia powierzchownym. A nasza cywilizacja? Czasami dobrze się zagubić, można wtedy odnaleźć nowy kontynent. Tak odkryto Amerykę. Owszem, to bywa niebezpieczne. Ale bardziej boję się tych, którzy lubią innym wskazywać drogę.

Dla wielu czytelników jest Pan przewodnikiem.

O nie! Jestem tylko pisarzem, który dzieli się swoim doświadczeniem. Płyniemy wszyscy razem. Ja też się uczę. W Warszawie uczę się tego miasta, Polski, uczę się Was.

Nie przypadkiem sięga Pan do korzeni, Biblii, mitu, baśni, do tego, co pierwotne.

Chcę rozpalać ogień. A książka potrafi zapalać. Co czytelnik zrobi z tym ogniem, to jego sprawa. To wymaga czasu, uporu, intuicji, powiem nawet kobiecej intuicji. Ona jest też w nas, mężczyznach, ale często o niej nie wiemy. Nauczyłem się akceptować moją kobiecość w sobie. Potrzebuję dyscypliny i intuicji, by bardziej otwierać się na uczucia. I na świat.

W książkach czasami wciela się Pan kobietę.

Kiedy zacząłem jeździć po świecie, okazało się, że większość moich czytelników to kobiety. One nareszcie wyszły z ukrycia, podobnie jak w nas, mężczyznach, wyszła z ukrycia kobieca część naszej natury.

Używa Pan pojęcia Osobistej Legendy. To pojęcie odnosi się do greckiego przeczenia, fatum?

Oba pojęcia niosą ze sobą niebezpieczeństwo. Życie jest niebezpieczne. Ale to też ciekawe. Nigdy nie wiemy, co stanie się. Pewna jest tylko śmierć. Los, fatum, znaczenie nie dają nam wyboru. Nigdy nie wiemy, co prowadzi do dobrego, a co do złego, wszystko należy przyjmować spokojnie wierzyć, że będzie dobrze.

Wierzy Pan w przypadek?

Nie

A w miłość?

Miłość to dzika siła, zmienia nasze życie na lepsze lub gorsze. Może budować, może być. Ale nic wolno bać się miłości.

Cywilizacja zmusiła nas do biegu. Pana książki każą na chwilę przystanąć, jest w nich spokój, jak spokój jest w Panu. Tu mieszka też siła Pana książek, ich zrównoważona mądrość dodaje otuchy.

Kiedyś też byłem w biegu, jak wszyscy. Teraz nauczyłem się żyć inaczej. Wyciszyłem się, patrzę spokojnie i spokojnie piszę. Może dlatego moje książki relaksują.

Ma Pan słynnych wielbicieli, takich jak aktorka Isabelle Adjani, piosenkarka Madonna czy piłkarz Ronaldo. Jest Pan milionerem. Czy nie przewróciło się Panu w głowie?

Sukces i pieniądze są niebezpieczne, ale przecież jest wiele innych, znacznie groźniejszych rzeczy w życiu. Sukces pozwolił mi na wspaniałą rzecz: spotykanie wielu ludzi i wolność.

Co widzi Pan w Brazylii z balkonu swojego apartamentu?

Widzę ląd i morze. Fascynuje mnie konflikt między brzegiem a falami. One zmieniają się same i zmieniają brzeg. To przypomina mi o podstawowych prawdach życia. Nie można powstrzymać ruchu natury, ale można go wykorzystać, by osiągnąć swój cel.

To piękny widok, ale chyba są też inne?

Rio de Janeiro jest pełne kontrastów, są bogaci, a obok jest wiele biedy. Jestem oddany moim rodakom i mojemu krajowi. Próbuję coś zrobić, choćby dla sąsiedztwa. Stworzyłem fundację, na której konto przekazuję dochody z moich książek. Nie mogę jednak zmienić wszystkiego. Staram się więc zmieniać na lepsze to, co leży w mojej mocy.

 

Powrót - artykuły i wywiady