Ciągle w drodze Nie boję się marzeń Trzeba seks uprawiać Intymna strona seksu Seks, szczerość i prawdziwa miłość Kochaj i rób, co chcesz Alchemik dusz i serc Dziecko świata Niezupełnie o alchemii Jestem kobietą Zdepczesz lwa, węża i smoka Prorok New Age Drogę dyktują sny Niech żyją szaleńcy Wszystko jest prostsze, niż myślałem Baśnie, które leczą O Paulo Coelho inaczej Każda kultura ma swoje korzenie i skrzydła W ślad za znakami W ślad za snem Wszystko zmienisz w złoto? Alchemik słów

O Paulo Coelho inaczejEwelina Słomczyńska, Kampus.pl, maj 2000

Jak wszechświat sprzyjał mojemu pragnieniu

O wizycie Paulo Coelho w Polsce dowiedziałam się podczas świąt wielkanocnych. Wtedy to właśnie, bez chwili namysłu zdecydowałam, że będę w tym uczestniczyć. Moje zainteresowanie i szybka decyzja nie wynikały jednak tylko z chęci spotkania dziennikarza z brazylijską sławą, czytelnika z autorem bestsellerów, ale także z chęci spotkania człowieka z człowiekiem. Miałam marzenie, pozostawało je jednak zrealizować. “Kiedy czegoś gorąco pragniesz, to cały wszechświat sprzyja potajemnie twojemu pragnieniu” - przypomniałam sobie prawdę znaną z Alchemika i udało się. Od początku mojemu pragnieniu sprzyjało Wydawnictwo Drzewo Babel, do którego zwróciłam się zaraz po świętach... To właśnie za sprawą tego niewielkiego wydawnictwa, powstałego dzięki przyjaźni Pań Basi Stępień i Joasi Jaczyńskiej, wydawnictwa, które kilka dni temu obchodziło swoje piąte urodziny, Paulo Coelho zaistniał w Polsce. Ku mojemu miłemu zaskoczeniu dostałam zgodę na uczestnictwo Kampus.pl w wizycie pisarza, zaproszono mnie na konferencję i spotkania z autorem. To jednak, co zasługuje na szczególną uwagę to niezwykła życzliwość, otwartość, entuzjazm i profesjonalizm obu Pań, które w gorączce przygotowań do wizyty, nie szczędziły czasu, uśmiechu i cierpliwości w odpowiedziach na pytania i zajmowaniu się dziennikarzami. Od Drzewa Babel zaczęło się potajemne sprzyjanie mojemu marzeniu...

Przyleciał “mały” wielki człowiek

Wreszcie nadszedł wielki dzień! Jeszcze tylko godzina i...- myślę, gnając przez Warszawę niczym szalona. Jest 15 maja, poniedziałek, zbliża się wieczór, ale słońce wbrew zapowiedziom poprzednich dni i chłodnego poranka, grzeje bardzo mocno. Tuż po godzinie osiemnastej zjawiam się na warszawskim Okęciu i oddycham z ulgą, gdyż do przylotu zostało jeszcze około 40 minut. Rozglądam się wokół i z zadowoleniem stwierdzam, że nie ma tłumu dziennikarzy i czytelników i że bez problemu zrobię kilka zdjęć. Czekam więc spokojnie, wracając myślami do marzenia, które lada moment się spełni, myślę o artykułach o Paulo Coelho, które przeczytałam przygotowując się do spotkania. Nagle moje rozmyślania przerywa zbliżająca się do barierek ekipa telewizyjna i młoda, energiczna kobieta, która zjawia się obok mnie.

Patrzę na nią, kiedy kończy rozmawiać z ekipą, podchodzę, przedstawiam się i witam. Tak miałam rację, to pani Basia Stępień, którą widzę po raz pierwszy, choć ostatnio często rozmawiałyśmy przez telefon. Zbliża się 18.55. Samolot wylądował. Napięcie rośnie, przy barierkach robi się coraz ciaśniej, jakiś głos w tłumie pyta “jak on właściwie wygląda?”, “taki mały człowiek z bródką” -szybko pada odpowiedź. Aparaty w pogotowiu i ...jest. Widzę uśmiechniętego, niewysokiego mężczyznę o srebrzystych włosach i opalonej twarzy. Ma na sobie czarne spodnie, koszulę i marynarkę w tym samym kolorze. Zerkam na buty, jak w artykułach - czarne kowbojki z długimi noskami. Podchodzi do pani Basi Stępień i wita się z nią serdecznie, potem wita się z drugą połową Drzewa Babel - panią Joasią Jaczyńską. Pomieszczenie napełnia jakieś niewiarygodne ciepło, takie samo, jakie dostrzegam w uśmiechu, oczach i gestach pisarza. Ktoś wręcza mu kwiaty, a po chwili autor bierze do ręki swoje dzieło. Pierwszy raz widzi na oczy polskie wydanie swej najnowszej książki Weronika postanawia umrzeć. Zakłada okulary i przygląda się mu z ojcowską czułością. Po chwili znów uśmiecha się do dziennikarzy i fotoreporterów i właśnie wtedy moją uwagę zwraca jego bagaż. Malutki bagaż, który zabrał ze sobą w czteromiesięczną (!!!) podróż. Ja więcej zabrałabym pewnie na tydzień - myślę i wracam do robienia zdjęć. W pewnej chwili pisarz zatrzymuje się i mówi, że ta wizyta to dla niego niemalże cud, a Polska to część rodziny, ponieważ ma tu swoją córeczkę chrzestną (uroczą Marysię - przyp. red.). Rusza dalej, wszyscy podążają za nim jeszcze przez chwilę, w końcu rzuca “do zobaczenia” i znika w windzie. Wracam do domu zupełnie pod urokiem tego człowieka i ciepła, jakie ze sobą przywiózł...

Niekonferencja prasowa

W czwartkowe przedpołudnie zjawiam się w nowootwartej Bibliotece Uniwersyteckiej, gdzie we wspaniałym wnętrzu restauracji Biblioteka odbyć się ma konferencja prasowa. Obserwuję przygotowania organizatorów i przybyłych dziennikarzy. Wreszcie zajmuję miejsce, a po chwili przez okno restauracji widzę zbliżających się do budynku Basię Stępień i Paulo Coelho. Wchodzą do środka i pisarz znika mi z oczu. Szukam go wzrokiem i po dłuższej chwili dostrzegam, że stoi przy barze i podpisuje książki pracowników restauracji. Rozmawia moment i wreszcie zaczyna konferencję prasową.

Po przedstawieniu polskich wydawców i wiadomościach o premierze teatralnej i płycie The Alchemist's Symphony autorstwa Waltera Taieba, przechodzimy do pytań. Zgodnie z życzeniem pisarza, który boi się dużych publicznych wystąpień i nie lubi konferencji prasowych, obie strony starają się nadać wydarzeniu charakter spotkania z czytelnikami.

Paulo coelho o internecie

Pierwsze pytania dotyczyły Internetu. Paulo Coelho odpowiadał na nie bardzo wyczerpująco. Jego zdaniem bowiem Internet to rewolucja w pisarstwie, która pozwala mu dotrzeć do jego czytelników, a im samym pozwala przeczytać kilka rozdziałów książki i zdecydować czy chcą ją kupić i przeczytać. Pisarz opowiadał też, jak bardzo dzięki medium, jakim jest Internet poszerzył się krąg jego przyjaciół. Zaprzeczył zdecydowanie poglądowi, że wirtualna przyjaźń jest nieprawdziwa. Wręcz przeciwnie poznał w ten sposób wielu wspaniałych ludzi, których spotkać udało mu się potem fizycznie. Dodał także, że zgodnie z jego przekonaniem Internet nie jest zagrożeniem dla tradycyjnych książek i nie zmniejsza liczby czytelników, a nawet sprawia, że ludzie czytają więcej. Na koniec tego tematu zafascynowany Internetem Brazylijczyk zauważył, że “książki trzeba po prostu czytać, ale Internet demokratyzuje czytelnictwo, sprawia, że nie zależy już ono od pieniędzy”.

Jestem dla siebie wielką niespodzianką

Nie mogło obyć się bez pytania o kultowego już przecież Alchemika. Autor przyznał, że choć nie jest Alchemikiem, to jest to jakieś jego symboliczne wcielenie. Książka ta była próbą odnalezienia siebie, okazało się jednak, że podróż ważniejsza jest niż dotarcie do celu. Nie martwi to wcale pisarza, a wręcz przeciwnie, jak powiedział, jeszcze się nie odnalazł i “Na szczęście wciąż jestem dla siebie wielką niespodzianką. Gdybym siebie znalazł to byłby koniec mnie, nie miałbym już nic do odnalezienia, nie miałbym po co rano wstawać. A tak jestem w drodze do samego siebie i widzę, że jest jeszcze bardzo wiele ciemnych plam w moim życiu, czarnych dziur, których nie znam, rzeczy na mój temat, które bardzo by mnie zdziwiły. Ludzie mówią być dojrzałym, ale co to tak naprawdę znaczy? Owoc, który jest dojrzały i spada z drzewa, w tym momencie zaczyna się proces obumierania. W związku z tym pozostaję w pewnej dyscyplinie, w pewnej konsekwencji, ale wciąż jednak jestem w drodze...”.

Rozmowa z brazylijskim pisarzem dotykała też wielu innych interesujących tematów, poruszono bowiem problem strachu, mówiono o jego książkach i dziełach nimi inspirowanych, tak naprawdę jednak najwięcej powiedział o sobie samym nie wtedy gdy odpowiadał na pytania dziennikarzy, ale gdy po spotkaniu podpisywał książki, ściskał dłonie czy fotografował się z zaproszonymi osobami.

Duża trema , wielki sukces...

Tego samego dnia Paulo Coelho spotkał się z czytelnikami w Audytorium Maximum UW. Obawiał się bardzo tego wieczoru i dlatego właśnie postanowiłam dać mu przed spotkaniem małe uśmiechnięte słoneczko i kartkę z dwoma zdaniami, które miały choć odrobinkę pomóc. Chciałam przekazać to anonimowo, ale kamery uchwyciły ten moment i musiałam się z tym pogodzić. Pisarz przeczytał kartkę i podziękował ściskając mi rękę. W czasie rejestrowanego dla kilku rozgłośni radiowych spotkania, Paulo Coelho znalazł swój sposób na tremę. Zerwał w pewnym momencie z oficjalnym charakterem i formą, zamieniając ją w ciepłą i przyjazną rozmowę, dyskusję z przybyłymi. Jednym z najbardziej wzruszających momentów było opowiedzenie historii związanej z jego zaistnieniem na polskim rynku. Kiedy skończył o tym opowiadać zaprosił na scenę i gorąco uściskał panią Basie Stępień “dziewczynę, która pięć lat temu nie miała wydawnictwa, faksu ani wizytówki, ale miała w sobie dość entuzjazmu i siły by podążać drogą Własnej Legendy”. W rozmowie z czytelnikami “alchemik słów” czy jak go nazywają jeden z dwóch, obok piłkarza Ronaldo, “świętych Brazylii” zaprezentował niewiarygodny talent do snucia opowieści, nie tylko na kartach swoich książek, ale także na żywo w rozmowie przypominającej atmosferę opowieści snutych przy kominku w zimowe wieczory. Po spotkaniu tłum nie zwracając zupełnie uwagi na ogłoszenia organizatorów obiegł pisarza. Widać było tylko morze głów i wyciągnięte dłonie podające mu książki. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom Paulo Coelho wyjął pióro i cierpliwie z uśmiechem na ustach rozdawał autografy. Podpisywał i podpisywał, a na koniec wielbiciele mogli nawet zrobić sobie zdjęcie lub chwilkę porozmawiać. Około 21.30 w strugach deszczu pisarz opuścił UW, gdzie przekraczając planowaną długość spotkania wytrwale spełniał marzenia swoich czytelników, tak by nikogo nie zawieść.

Cierpliwość nagrodzona...

W sobotę, od godziny 15.00 pisarz miał podpisywać Weronikę na Międzynarodowych Targach Książki. Byłam tam już od 9.30 i spokojnie zbierałam materiały do relacji z Targów. Gdy około 13.00 zauważyłam ogromną kolejkę do stoiska nr 168, przestraszyłam się nie na żarty. Paulo Coelho miał zjawić się dopiero za dwie godziny, a miejsce w którym stałam nie gwarantowało wcale, że moja kolej nadejdzie przed 17.00. Dzięki plakietce “prasa” i uprzejmości ochrony udało mi się jednak dostać do zamkniętego już wtedy stoiska. Mijały minuty a z każdą następną przybywali nowi czytelnicy, których nie były w stanie zniechęcić ani wysoka temperatura ani niekończąca się kolejka... Wybiła godzina zero, rozległy się brawa, rozbłysły flesze i autor kultowego już Alchemika, w towarzystwie Basi Stępień i Joasi Jaczyńskiej wkroczył do obleganego ze wszystkich stron stoiska. Był uśmiechnięty i wyraźnie zadowolony z kolejnej okazji do jakże istotnych dla niego spotkań z czytelnikami. Pisarz uprzedził i przeprosił wszystkich, że nie będzie wpisywał żadnych dedykacji, ale to zabrałoby dużo czasu, a zależało mu na podpisaniu jak największej ilości książek. Podeszłam do stolika jako jedna z pierwszych i tym razem poprosiłam o autograf w Alchemiku. Paulo Coelho podał mi rękę i bardziej stwierdził niż zapytał, że już się spotkaliśmy i że to ode mnie dostał słoneczko. Podałam mu dość oficjalny list o moim odbiorze jego twórczości i planach stworzenia w Kampus.pl kącika dyskusyjnego. Zapytał, czy w kopercie jest mój numer telefonu. Przytaknęłam, wzięłam książkę i wróciłam do robienia zdjęć. Do stolika podchodzili kolejni czytelnicy. Autor ciepło witał się ze wszystkimi, uśmiechał, ściskał dłoń, zamieniał kilka słów, robił zdjęcia ze wszystkimi chętnymi, co jakiś czas pytał o sytuację w kolejce, albo sam wstawał sprawdzić i prosić o cierpliwość. W pewnym momencie zaproponował, bym usiadła i tak też zrobiłam, obserwowałam sytuację i nie mogłam wyjść z podziwu dla wytrwałości i cierpliwości czekających w kolejce i samego pisarza, który nawet przez moment nie okazał zmęczenia czy zniecierpliwienia. Miałam już zdjęcia i autograf, ale trzymała mnie tam atmosfera, jaka panowała w stoisku, setki uśmiechniętych twarzy, z których każda miała swoje kilkadziesiąt sekund, których cierpliwość wynagrodzona została podpisem, uściskiem dłoni, wspólnym zdjęciem, zamianą kilku słów, w której w razie potrzeby wytrwale pomagała pani Basia Stępień albo tłumaczka Grażyna Misiorowska. Zbliżała się 17.00, przewidziana przez organizatorów koniec podpisywania, ale zamiast strach rezygnacji czy rozczarowania w kolejce unosiła się raczej wiara, że zdąży. Po jednej z króciuteńkich przerw, jakie zrobił pisarz, podeszła do mnie pani Basia Stępień i zapytała czy zostanę tu jeszcze trochę, bo “Paulo chciałby zaprosić panią na kawę”. Zgodziłam się i zaczęłam zastanawiać czy ma to coś wspólnego z kawą, o której wspomniałam w liście. Po chwili porzuciłam te rozmyślania i wróciłam do obserwacji sytuacji i kilku ciekawych rozmów z czekającymi. Minęła 17.00, a pisarz wcale nie zbierał się do wyjścia, kolejny raz udał się do oczekujących i poprosił o cierpliwość, obiecał wtedy ku nieopisanej radości podpisać wszystkie książki, pod koniec autografy rozdawał już nie przy stoliku, ale podchodząc do czytelników. I wreszcie, jak obiecał, podpisał wszystkie...To spotkanie dostarczyło niewyobrażalną ilość wzruszeń, było spełnieniem tylu marzeń, tej nocy Warszawa zasypiała szczęśliwsza...

Gdy wychodziliśmy z PKiN, obdarowany upominkami, listami i kwiatami Paulo Coelho zapytał, czy mówię po angielsku, przytaknęłam, ale ustaliliśmy, że będziemy rozmawiać po francusku. Kiedy nauczył się już mojego imienia, chciał wiedzieć, ile mam lat i czym się zajmuję. Na dźwięk słów “redaktor naczelny”, stanął na baczność i zrobił poważną minkę. W drodze do hotelu zapytał czy zjadłabym z nim kolację, zaskoczona krótko odpowiedziałam tak. Jechaliśmy z Basią Stępień, a ciekawy wszystkiego Brazylijczyk wciąż zadawał pytania. Rozmowa w hotelu przypominała poniekąd wywiad, ale to nie ja go przeprowadzałam. Oficjalną formę “vous”, Paulo zalecił mi zmienić na “tu”, chwilę później opowiedziałam mu, jak zaczęła się moja przygoda z jego książkami, powiedziałam, że czytam je z ołówkiem w ręku. Słuchał z zainteresowaniem, uśmiechał się i choć zmęczenie targami dawało o sobie znać, nie skarżył się. Stwierdził, że świetnie mówię po francusku i zadawał mnóstwo kolejnych pytań. W końcu gdy udało mi się postawić pytanie, zapytałam czy to spotkanie ma coś wspólnego z moim listem. Nie - zabrzmiała odpowiedź, po czym Paulo chwycił za list i przeczytał. Śmiał się z oficjalnego “Monsieur”. Zbliżała się dwudziesta, więc poprosiłam, żeby podpisał jeszcze jedną książkę, moją ukochaną Na brzegu rzeki Piedry..., którą przeczytałam jako pierwszą, od której wszystko się zaczęło...Paulo powiedział bym wzięła ja do restauracji.

Gdy szliśmy Krakowskim Przedmieściem, ciepło ubrany, opatulony szalikiem, uśmiechnięty i niezwykle otwarty i nieprzewidywalny autor bestsellerów, rozdał kilka autografów, wmieszał się w tłum gości otaczających młodą parę pod kościołem św. Anny, gdy kupiłam mu papierosy zamiast “merci” rzucił naturalnie "dziękuję bardzo", ale nie rozumiał wszystkiego po polsku i pytał, co mówili ludzie którzy głośno reagowali na widok pisarza. Chciałam poznać Paulo Coelho człowieka, nie pisarza i tego wieczoru mi się to udało. Zjadłam kolację z ciepłym, uśmiechniętym, szalenie interesującym człowiekiem, miałam okazję zobaczyć, jak bardzo upiera się, kiedy chce uzyskać odpowiedź na swoje pytania, jak ciekawy jest ludzi, jak oczarowany Polską.

Rozmawialiśmy o wcześniejszych spotkaniach z czytelnikami, o Kampus.pl i o pracy Paulo, o życiu, książkach, polskich okładkach jego książek, które uważa za najpiękniejsze na świecie, rozmawialiśmy o spełnianych marzeniach, pisarz zainteresował się bardzo i ucieszył planem stworzenia kącika dyskusyjnego, powiedział, że zgadza się na realizację pomysłu, ale to ja mam być odpowiedzialna za to w Polsce. W mojej książce Paulo, choć dobrze wiedział, że nie znam portugalskiego, wpisał dedykację w tym właśnie języku. Tego wieczoru poznałam wielkiego pisarza i wielkiego człowieka. Nie był to już widok przez pryzmat artykułów i wywiadów, ale autoportret, który Paulo namalował rozmową, uśmiechem, wzruszeniem, które pojawiło się na jego twarzy, gdy na wystawie jednej z księgarń na Starym Mieście zobaczył swoją najnowszą książkę, na tym obrazie wśród niezliczonej ferii barw znalazły się także barwy, którymi zaskoczył mnie Paulo chyba najbardziej - barwami piosenek, które wyśpiewał do fortepianowego akompaniamentu w jednej z warszawskich kawiarni. Cały wszechświat działał potajemnie, a sam Paulo zrealizował moje pragnienie i to w większym niż marzyłam stopniu.

Paulo spotyka swoje wnuki...

Następnego dnia Paulo pojawił się na warszawskiej premierze spektaklu Alchemik wystawianego na deskach Teatru Studio przez Teatr Polski z Bielska Białej. Podczas poprzedzającej spektakl konferencji prasowej kończącej Targi Książki, pisarz odpowiadał na pytania dziennikarzy i zaproszonych gości. Mówił o procesie twórczym i powstawaniu książki od strony technicznej, a także o tym, jak ciekawy jest sztuki.

Nie dał sprowokować się do oceny spektaklu, którego jeszcze nie widział, a zapytany o stosunek do inspirowanych jego książkami dziełami, z promiennym uśmiechem na twarzy odpowiedział “Wychowuje się dzieci, wnuki po prostu się kocha”. Przed spektaklem spotkał się artystami w garderobie, gdzie zamienił z nimi kilka słów i podpisał blisko czterdzieści książek. Pisarz, choć nie rozumiał polskich kwestii ocenił, że zaprezentowana inscenizacja zbyt wierna jest jego tekstowi i nie przeszła przez pewien filtr, polskiego reżysera Jacka Andruckiego. Paulo dostrzegł jednak niewątpliwe zalety sztuki wspaniałą, funkcjonalną scenografię i jeszcze wspanialszą przejmującą, oddziałującą na widza muzykę i elektryzujący śpiew Fatimy.

Paulo ciągle tu jest...

W poniedziałek Paulo Coelho odleciał do Iranu, w którym gościć będzie jako pierwszy od 1979 roku niemuzułmański pisarz. Wizyta ta to dla pisarza wielkie przeżycie i jak przyznał na konferencji prasowej wielki stres, ale przyjął zaproszenie do udziału w programie “Międzynarodowe Centrum Dialogu między Cywilizacjami”, gdyż to, jak sam stwierdził, “cena, którą musi zapłacić”. Samolot oderwał się od ziemi i Paulo, który obiecał wrócić, odleciał. Nie był to jednak koniec (przy Paulo nie wolno używać tego słowa !!!) wizyty, jego duch nadal unosi się w powietrzu, a wszyscy ci, którzy mieli okazję spotkać tego Wielkiego Człowieka, mają mnóstwo miłych wspomnień aż do jego następnego pobytu w Polsce. Ja zaś patrzę na zdjęcia, które zrobiłam i myślę o moim spełnionym pragnieniu. Chciałam poznać tego człowieka i napisać artykuł, ale nie jak inne przybliżające dobrze znane już elementy biografii. W każdym niemalże artykule o Paulo Coelho czytałam, że urodził się w 1947 roku, że przerwał studia prawnicze by podróżować, że był scenarzystą, dyrektorem teatru, kompozytorem, dyrektorem artystycznym wytwórni płytowych CBS i Polygram, że siedział w więzieniu, należał do grupy satanistycznej, narkotyzował się, aż w końcu po stracie pracy, zaczął pisać, wypełniać swoją Własną Legendę.

Chciałam napisać o Paulo, jakiego nie znałam z wywiadów i artykułów i chyba mi się udało...

 

Powrót - artykuły i wywiady